Monday 9 July 2012

Złota rybka, która nie spełnia marzeń



Od przeszło tygodnia czy dwóch zmagam się z mBankiem w sprawie karty kredytowej. Sprawa wygląda tak, że dorosłam już na tyle by takową posiadać i przy okazji sobie jakąś historię zacząć wyrabiać. Człowiek nigdy nie wie kiedy to kredyt na 30 lat przyjdzie mu zaciągnąć, więc lepiej mieć kwity w banku i w BIK, że jest się zaufanym klientem.

Konto w mBanku założyłam sobie zaraz po liceum, kiedy to PKO SA chciało mnie odciąć od kasy na koncie na 2-3 m-ce (skończyła mi się ważność karty bankomatowej a uprzejma pani z oddziału stwierdziła, że mam przyjść jak dostanę legitymację studencką, to wtedy zmienimy konto z juniorskiego na studenckie i wystąpimy o nową kartę; w tym momencie poprosiłam o formularz zamknięcia rachunku), także śmiem twierdzić, że moją historię znają dość dobrze. Do tego nie bardzo chciałam biegać z kwitkami dot. umowy o pracę i Bóg-wie-co-jeszcze jakbym starała się o kartę bez jakiejkolwiek historii w takim Citi, więc grzecznie udałam się do systemu na ich stronie i zaczęłam wypełniać wniosek.

Jak wspominałam - nie mam praktycznie żadnej historii kredytowej, więc wybrałam opcję, że jestem klientem mBanku i proszę o rozpatrywanie na podstawie wpływów na konto. I powiem szczerze, że wypełniając ten wniosek czułam się jakby ktoś buciorami mi się w życie wcinał. Rozumiem pytania o średni miesięczny dochód, ilość osób w rodzinie, stan cywilny już trochę mniej (ponieważ nie było tylko opcji "zamężna/żonaty" vs. "panna/kawaler") czy o to czy mieszkam z rodzicami, a może jednak posiadam mieszkanie spółdzielcze? A może lokatorskie? Generalnie brakowało mi tylko pytania o nr buta głównej księgowej w mojej firmie (NIP i REGON, plus numer kontaktowy firmy, która mnie zatrudnia też musiałam podać; nie wiem czy taka jest praktyka, ale jakoś mnie to też zniesmaczyło) oraz kiedy zaczyna mi się okres.

Skoro oferowali mi (telefonicznie) kartę z 20 razy, mam historię dość pokaźną i wybrałam limit 3-krotnie mniejszy od oferowanego, to nie powinnam mieć problemów z przyznaniem karty, prawda?

Nieprawda.

15 minut po wypełnieniu wniosku dostaję maila, że został odrzucony. Niestety jakoś nie miałam ochoty dzwonić przy osobach postronnych z pytaniem dlaczego, więc telefon na mLinię odłożyłam do wieczora. Czego, nota bene, nie udało mi się dokonać pomimo 3 prób i odsłuchania za każdym razem 5-minutowego utworu w ramach czekania na konsultanta. Dla czystej zabawy zalogowałam się na mCzat, żeby się spytać co się dzieje, że nie odbierają, gdzie musiałam czekać około godziny, zanim pan konsultant mi powiedział, że niestety mają takie obłożenie, że nie są w stanie odbierać telefonów. Dodam, że specjalnie dzwoniłam w trakcie meczu półfinałowego na Euro. Jakoś wątpię, żeby tyle osób potrzebowało coś załatwić akurat w tym czasie, a że nie jest to pierwszy raz kiedy słyszę, że wieczorami nie da się tam nic załatwić (40 minut czekania na zastrzeżenie karty), to naprawdę sugerowałabym zatrudnienie większej ilości konsultantów.

Nie mniej na tę infolinię dzwoniłam czysto sportowo, żeby dowiedzieć się z jakiego powodu mi ów wniosek odrzucili. Ponieważ jakąś godzinę po odmownej decyzji dostałam telefon od ich przedstawiciela z pytaniem czy bym nie zgodziła się jeszcze raz zrobić drugiej symulacji na podstawie mojej historii w banku (pomijam, że właśnie na podstawie tego miał być oceniany pierwszy wniosek).

Ale do dzwonienia powróćmy jeszcze na chwilę. Spróbowałam ponownie następnego dnia o 7 rano i dodzwoniłam się od razu bez większego problemu. Kiedy spytałam się o powód dla którego nie otrzymam karty kredytowej pani, po puszczeniu mi ponownie muzyczki na 5 minut, odrzekła mi coś na kształt "nieprawidłowa historia składania wniosku" (mogłam coś pokręcić, ale to podobnie brzmiało) i zasugerowała ponowne złożenie wniosku, gdzie moja zdolność będzie wyliczona na podstawie historii konta. Lekko się zdziwiła, kiedy na pytanie czy ma mnie przełączyć do odpowiedniego konsultant, stwierdziłam, że już do mnie dzwoniono w tej sprawie i chyba ten wniosek został już złożony poprzedniego dnia. Ale tego nie jestem pewna, bo maila o nowym wniosku dostałam dopiero po 2-3h od tamtego telefonu...

Na ich szczęście po kolejnych 3h zadzwoniła pani z pozytywną odpowiedzią i zaprosiła mnie na podpisanie papierów w następnym tygodniu (poniedziałek tydzień temu). Umowa była toczka w toczkę wnioskiem internetowym, który składałam po opcjach, które zaznaczałam. Kiedy spytałam się pani czy może mi powiedzieć dlaczego poprzedni został odrzucony, odpowiedziała mi, że prawdopodobnie był jakiś błąd w systemie i za długo ten wniosek był otwarty i dlatego odrzucony. Czyli rozumiem, że system do składania wniosków kredytowych, zakładania kont inwestycyjnych jest skonstruowany tak, żeby nap***ć w nim jakby się było Koreańczykiem grającym w Starcrafta?

Tutaj historia powinna się zakończyć happy endem w postaci moich podpisanych papierów oraz informacji, że mój plastik dotarł do mej skrzynki pocztowej w czwartek.

Niestety ciąg dalszy nastąpił.

Nie wiem czy wiecie (ja już tak), że można dostać kartę kredytową, aktywować ją poprzez system transakcyjny, ba nawet ustawić w nim PIN, ale nie można z niej skorzystać. Dowiedziałam się tego kiedy dwukrotnie (w dwóch różnych sklepach) płatność kartą została odrzucona. Tutaj również wykonałam szybki telefon na mLinię, gdzie pani spytała się czy może nie powinnam była odesłać jakiś papierów, które dostałam razem z kartą. Była lekko skonsternowana, kiedy odpowiedziałam, że umowę podpisywałam u ajenta, więc nie bardzo miałam co odsyłać, a kartę dostałam jedynie z instrukcją jak ją aktywować oraz książeczką informacyjną jak bezpiecznie jej używać. Zostałam uraczona muzyczką na krótką chwilę, po czym pani odpowiedziała, że bank potrzebuje jeszcze czasu, tak do tygodnia (sic!), żeby zweryfikować dokumenty (double sic!) i uaktywnić kartę z ich strony.

Także mam śliczną plastikową kartę ze złotą rybką, która miała spełniać moje konsumpcjonistyczne marzenia, ale najwyraźniej nieprędko będzie mogła to robić.

Do tego wszystkiego mam jeszcze takie przemyślenia:

  • Wypełniłam wniosek, który zawierał naprawdę dużo prywatnych danych, które mnie dotyczą i jak ktoś potrafi czytać między wierszami można poznać informacje na temat mojej rodziny oraz stanu majątkowego. Nie daj Boże, żeby to wyciekło.
  • mBank zdenerwował mnie na tyle, że wylałam sobie frustracje na swoim koncie na Facebooku i poprosiłam o rekomendacje na jaki inny bank zmienić, skoro tutaj średnio mnie szanują. Dowiedziałam się, że, dla porównania, kolega nie posiadający umowy o pracę dostał w swoim banku kartę kredytową "od ręki na telefon". Myślałam, że mnie strzeli, zwłaszcza, że ja nadal walczę z mBankiem, żeby móc wreszcie korzystać z tej karty.
PS. Chyba system ogarnął, że do nich ostatnio dzwoniłam odrobinkę częściej, bo zadzwonił do mnie z ankietą co sądzę o mojej ostatniej rozmowie z konsultantem. Po słowach "jeśli nie chcesz odpowiadać na te pytania po prostu rozłącz się" uczyniłam dokładnie to co mi kazali. Bez sensu wyżywać się na konsultantce, która nawet była pomocna, kiedy to system w tym banku jest poroniony.

PS2. Ale widzę, że nie jestem jedyną osoba, z którą podobne zabawy odstawiają. Najwyraźniej mBank potrzebuje dodatkowych zaświadczeń z ksiąg wieczystych oraz umowy najmu, jeśli masz dodatkowy przychód z tego tytułu.

No comments:

Post a Comment